Zastanawialiście się kiedyś, co by było gdybyście mieli nagle ruszyć w wir wielkiej przygody?
Myślę, że przede wszystkim trzeba się dobrze zaopatrzyć! Broń, zbroja, wygodne buty i ciepła kurtka to rzeczy ważne, ale nie najważniejsze. Przede wszystkim nie wolno zapomnieć o dwóch rzeczach: jedzeniu i piciu. No, bo na co mi wielki miecz, jeśli nie będę miała siły go podnieść?
Każdy wytrawny wojownik wie, że bez porządnego trunku nie da się przetrwać podróży. Na szczęście w naszej spiżarni nie zabrakło odpowiedniego zaopatrzenia. Na cześć chińskich drukarni zdecydowaliśmy się na taki oto napój bogów:
Co to takiego? Nie wiedzieliśmy dopóki nie spróbowaliśmy! Jednakże czerwone wino półsłodkie z owocami śliwy i perilli, okazało się być strzałem w dziesiątkę na tak emocjonującą podróż.
Warto było także pomyśleć o czymś bardziej sycącym. A co jest najlepszym przyjacielem mysiego wojownika?
Po porządnym uzupełnieniu zapasów, byliśmy gotowi do podróży.
Mimo, że nie wiedzieliśmy co nas czeka, to przynajmniej mogliśmy być pewni tego, że będziemy walczyć ramię w ramię z wartymi zaufania druhami.
Tilda, Nez, Collin i Filch - jesteśmy zgraną grupą i poradzimy sobie w każdej sytuacji. Mimo tego, że oglądanie świata z mysiej perspektywy, to dla nas nowość, to byliśmy pewni tego, że uda nam się pokonać nawet największe przeszkody!
Na zdjęciu widać także Lily, która tradycyjnie znalazła się tam, gdzie akurat nie powinno jej być :)
Jak powszechnie wiadomo, Maginos zmuszony był zamienić nas w myszy. Oczywiście zrobił to dla naszego dobra- tylko tak mogliśmy uciec z celi i odzyskać wolność. Naszym pierwszym celem było wydostanie się na zewnątrz zamku. Jednak okazało się, że nie będzie to takie proste, ponieważ Vanestra, przez którą to wszystko się zaczęło, zdążyła już zauważyć podstęp Maginosa i puściła za nami w pogoń całą szczurzą zgraję więziennych strażników!
Nie wiedzieliśmy, czego możemy się spodziewać na zewnątrz. Mieliśmy świadomość, że oprócz przerażających szczurów, możemy spotkać z dużo gorszymi przeciwnikami ...
Już na początku naszej drogi zostaliśmy osaczeni... ale nie było tak źle! Po ciężkiej walce z kilkoma przeciwnikami, wspólnymi siłami udało nam się ruszyć naprzód!
Szybkie i zwinne ruchy, małych, mysich łapek trochę ułatwiły nam sprawę. Przedostaliśmy się do kanałów. Tutaj wcale nie było łatwiej. Największą przeszkodą okazały się nie obrzydliwe karaluchy próbujące nas zjeść, ale ... woda! Nurt wody w kanalizacji jest tak silny, że mieliśmy spore problemy z pokonaniem tego dystansu ... najgorzej było z Collinem ... woda płynęła tak szybko, że niestety mocno go zniosło. Popłynął kawał drogi zanim udało nam się go odszukać. Całe szczęście, że zdążył pochować swoje rzeczy do plecaka, inaczej połowy z nich na pewno już by nie znalazł!
Jak już wszystkim udało się pozbierać i odpocząć, ruszyliśmy dalej. Znaleźliśmy się w nieznanych tunelach... sporo czasu zajęło nam zorientowanie się gdzie tak naprawdę jesteśmy. Naprowadził nas krzyk kobiety. Okazało się, że jesteśmy w tunelach pod kuchnią! Oczywiście złote serce Tildy nie pozwoliło nam zignorować tych dziwnych odgłosów. Prawie zginęliśmy przez tę jej dobroduszność!
Nie dość, że musieliśmy walczyć z całą hordą robactwa, to jeszcze przyszedł nas przywitać wielbiciel mysich ogonów - Puszek! Wielkie kocie łapska już wkraczały do kuchni, jednocześnie wprawiając moje małe serce w paniczne palpitacje, kiedy nagle Tilda wpadła na genialny pomysł! Wykorzystała koci miętkę do zmanipulowania sierściucha i chociaż na chwilę mieliśmy spokój.
Wspaniałe odznaczenie, które Tilda dostała za przechytrzenie kota.
Generalnie to w kuchni było ciężko... polało się sporo krwi - Nez nieźle oberwał - Tilda znów musiała opatrywać mu rany, a Filchowi też trzeba było dołożyć parę bandaży. Mimo przeszkód udało nam się zwrócić uwagę Panny Maggie, która koniec końców nas rozpoznała i zapewniła nam bezpieczne wyjście z kuchni.
Czym prędzej pobiegliśmy w dalszą drogę. Udało się nam wydostać na dziedziniec, gdzie szybko zauważyliśmy miejsce do którego powinniśmy czym prędzej się udać - dziura w drzewie, czyli najwspanialsze schronienie dla małej myszy! Ale, żeby to było takie proste...
Zostaliśmy otoczeni z obu stron. Atakowali nas i szczurzy strażnicy i te niebezpieczne karaluchy. Co więcej, jakiś Nikczemy Stary Kruk upatrzył nas sobie na popołudniową przekąskę! Oh, co to był za walka! Trwało to naprawdę długo - szczury, mimo, że nie dużo większe od nas, wydawały się być niezniszczalne, a dodatkowo zdążyły wezwać posiłki. Kruk dziobał zaciekle, a karaluchu atakowały ze wszystkich stron. Jednak w końcu dobiegliśmy do drzewa, byliśmy w komplecie.
A tutaj również czekała na nas niespodzianka! To nie było zwykłe schronienie. To było miasto! Mysie miasto o nazwie Braksburg, którego mieszkańcy powitali nas bardzo ciepło.
Po pierwszej rozgrywce mogę powiedzieć, że ta gra podbiła moje serce! Panuje w niej niepowtarzalny klimat, a fabuła jest tak wciągająca, że od kilku godzin nie mogę myśleć o niczym innym. Piękne i szczegółowe wykonanie figurek, kart i reszty elementów sprawia, że gra jest jeszcze bardziej przyjemna i klimatyczna. Fragmenty opowiadania pozwalają na przeniesienie się do innego świata - takiego w którym jest się myszą o bardzo małym wzroście, ale o naprawdę wielkim harcie ducha. Mam nadzieję, że kolejne przygody będą równie wciągające, a nowe postacie tylko urozmaicą rozgrywkę.
Pozdrawiam serdecznie!
Shirayuki